2014/04/05

Wyspa martwych lalek w Meksyku

Znajdująca się na jeziorze Teshuilo, na południu Meksyku wyspa La Isla de la Munecas jest jedną z bardziej osobliwych atrakcji turystycznych tego kraju. Wśród bujnej i barwnej roślinności dostrzec można kilkaset lalek przybitych do płotów oraz pni i koron drzew. Widok brudnych, zniszczonych i często niekompletnych manekinów bez wątpienia nie należy do przyjemnych, podobnie jak historia, z którą wiąże się owe makabryczne miejsce.




Około roku 1950 mieszkający nieopodal jeziora Teshuilo rolnik Don Julian Santana Barrera dręczony alkoholizmem i problemami rodzinnymi postanowił porzucić swe dotychczasowe życie i w myśl tego osiedlił się na wówczas jeszcze niczym nie wyróżniającej się wyspie, znanej dziś pod nazwą La Isla de la Munecas (w języku hiszpańskim oznacza to Wyspa Lalek). Chciał zaznać tam samotności oraz odseparować się od świata i ludzi.
Don Julianowi nie udało się jednak doczekać upragnionej wolności, już kilka dni po przybyciu na wysepkę zaczął słyszeć dziwne głosy, następnie - jak twierdził - nie tylko słyszał, ale także widział. Widział zjawę małej dziewczynki, która poprosiła go o podarowanie jej lalek, które miały służyć dziewczynce nie do zabawy, ale chronić ją przed złymi duchami odwiedzającymi niezaludnione mokradła. Co więcej, zjawa wyjawił mężczyźnie tajemnicę swojej śmierci - dziewczynka mając kilka lat utonęła rzekomo w wodach Teshuilo.
Po tym zdarzeniu Don Julian zaczął zbierać stare lalki ze ścieków i śmietników, ponadto podjął pracę i kupował nowe lalki za zarobione pieniądze, o czym po niedługim czasie dowiedzieli się okoliczni mieszkańcy. Część z nich wyśmiała irracjonalne zachowanie alkoholika, ale część uwierzyła w historię o duchu dziecka i razem z Don Julianem gromadziła na wyspie lalki, wieszając je wszystkich możliwych drzewach, płotach etc. Działalność taka trwała przez ponad 50 lat, do momentu śmierci Don Juliana, która miała miejsce 17 kwietnia 2001 roku. (Okoliczności jego zgonu także nie są do końca jasne, mężczyzna podobno bez wyraźnych przyczyn utonął w wodach jeziora).
Obecnie wyspa jest w posiadaniu rodziny Don Juliana, która dokłada wszelkich starań, by utrzymać ją w dobrym stanie i udostępnić żądnym widoku makabry turystom.

Patrząc okiem sceptyka Don Julian to dziwak i alkoholik, który z powodu samotności podupadł na zdrowiu psychicznym i zaczął widywać to, co chciał, czyli ducha małego dziecka, który prosi go o coraz to większą ilość lalek, by ratować się przed innymi duchami. Choć większość mieszkających nieopodal osób uznała to za nonsens, to jednak część uwierzyła w objawienia, gdyż jak wiadomo Meksyk lat 50, 60 czy 70 nie stał na czele najlepiej wyedukowanych krajów świata, co w połączeniu z religijnością Meksykanów dało efekt masowego czynienia bezsensownych rzeczy.
Z drugiej jednak strony historia Meksykanina może łączyć się tragicznym wydarzeniem sprzed lat, które w 1950 pamiętali tylko nieliczni. Otóż około roku 1920 w mętnych wodach Teshuilo utonęła dziewczynka (wiekiem przypominająca dziecko z wizji Don Juliana) bawiąca się wraz z dwiema innymi na molo. Według mieszkańców okolic jeziora, przez kilka lat po tym zdarzeniu wyspę uznawano za przeklętą i nawiedzaną przez nieświadomą swojej śmierci duszę dziecka.