2014/06/05

UFO w Emilcinie

Zdarzenie do którego doszło wczesnym rankiem 10 maja 1978 roku we wsi Emilcin jest jedną z największych zagadek polskiej ufologii. Prowadzący zupełnie przeciętne życie w PRL-owskiej Polsce rolnik Jan Wolski doświadczył spotkania z istotami, o których nigdy wcześniej nawet nie myślał. Choć przebieg całego incydentu jest tak nieprawdopodobny, że patrząc okiem sceptyka od razu można uznać go za kiepską mistyfikację inspirowaną twórczością Spielberga, to jak twierdzi wielu ekspertów - w 1978 roku w podlubelskiej wsi rzeczywiście doszło do spotkania z przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji.



Przebieg zdarzeń

10 maja 1978 roku, około godziny 7.20 Jan Wolski, rolnik z Emilcina (wieś w  województwie lubelskim) wracał furmanką z sąsiedniej miejscowości, gdzie był ze swoją klaczą u rozpłodowego ogiera. Droga, którą jechał prowadziła przez polany i niezbyt gęsty las. Mniej więcej w połowie trasy - jak relacjonował - spostrzegł na polnej dróżce, kilkaset metrów przed swoim wozem dwie niskie osoby. Poruszały się dość szybko i kierowały w tę samą stronę, co mężczyzna. Początkowo nie widziały one Wolskiego, lecz po kilkudziesięciu sekundach jedna z niskich osób odwróciła się, spostrzegła furmankę i po konsultacji ze swoim kompanem obie zwolniły tempo marszu.


Wracałem z Dąbrowy Puścińskiej, tam jest wioska i jechałem w stronę domu. Godzina była tak... w każdym razie przed ósmą. Gdy wyjechałem zza olszyn, zza krzaków zauważyłem dwie osoby idące w tę samą stronę, co ja jechałem. Z początku szli prędzej, a później stopniowo, gdy mnie zauważyli, ze jadę, to zaczęli folgować i szli coraz wolniej. 
~ Jan Wolski

Jan Wolski
Niczego nie podejrzewający rolnik spokojnie jechał dalej, aż do momentu, gdy zbliżył się do idących do takiego stopnia, że trzeba ich było ich wyprzedzić. Oczom Jana Wolskiego ukazały się wówczas dwie humanoidalne postacie w czarnych kombinezonach, z których wystawały zielone twarze i dłonie z połączonymi błoną palcami. 71-letni wówczas mężczyzna, który w swoim życiu doświadczył o wiele bardziej przerażających sytuacji nie przestraszył się, a jedynie zdziwił. Istoty przypominające Wolskiemu widzianych kilkadziesiąt lat wcześniej Azjatów po chwili podążania za rolnikiem sprytnie wskoczyły na furmankę. Jechali tak w trójkę do momentu, gdy zieloni ludzie wyraźnymi gestami rąk kazali Janowi Wolskiemu najpierw zatrzymać się, a następnie zejść z wozu. Już wtedy - jak mówił Wolski - dało się słyszeć niskie, mechaniczne buczenie. Mężczyzna przywiązał wówczas zaniepokojoną dźwiękami klacz do drzewa i prowadzony polanami przez dziwne istoty dotarł do miejsca w lesie, gdzie kilka metrów nad powierzchnią ziemi unosił się pojazd, wyglądem przypominający Wolskiemu mały, biały autobus.


Dojechałem ja do nich, to jeden na jedną stronę się odsunął, drugi na drugą i ja wjechałem pomiędzy nich, a oni mi w ten czas weszli na wóz. [Będąc na wozie] rozmawiali, ale rozmawiali bardzo drobnym głosem, którego ja nie zam. Nie rozumiałem w ogóle nic. [...] Wyjeżdżam znów zza takich olszynek, zauważyłem taki samochód w powietrzu. To jednak mnie zdziwiło, ze samochód w powietrzu może stać i unosić się na dół troszkę, o jakieś pół metra i wzwyż. 
~ Jan Wolski

Spotkanie zielonych potworaków, jak określił je Jan Wolski i wiszący w powietrzu pojazd to nie wszystkie niewiarygodne sytuacje, które zdarzyły się majowym porankiem 1978 roku. Po zbliżeniu się do autobusu bowiem, jeden z humanoidów zachęcił Wolskiego, by ten wszedł na wystawioną z maszyny windeczkę i wjechał nią do znajdującego się kilka metrów nad ziemią wejścia do pojazdu. Po wejściu do środka mężczyźnie ukazały się kolejne dwie zielone postacie. Co jeszcze zobaczył Wolski wewnątrz autobusu, to zupełnie gładkie ściany oraz kilka wron lub kruków bezwładnie miotających się po podłodze. W chwilę po dotarciu do środka, humanoidy gestami rąk kazały rolnikowi rozebrać się, co ten bez sprzeciwu uczynił. Jak dalej mówi Jan Wolski, szczególnie zainteresował je wówczas pasek, który przez dłuższy moment cała czwórka oglądała, dziwnie się przy tym uśmiechając. Jak się później okazało, celem tego wszystkiego najprawdopodobniej było przeprowadzenie badań, bowiem zieloni ludzie kilkakrotnie przybliżali do ciała Wolskiego przyrząd przypominający dwa złączone talerze. W trakcie owego badania mężczyzna został także poczęstowany czymś, co przypominało kruchy plaster miodu, jednakże nie wiedząc czym dane pożywienie dokładnie jest - odmówił. Gdy domniemane testy dobiegły końca, a Wolski założył wcześniej zdjęte ubrania, jeden z zielonych ludzi gestami rąk zasugerował mężczyźnie wyjście z pojazdu. Stojąc przy drzwiach, rolnik - jak sam opisuje - odruchowo zdjął czapkę i ukłonił się na pożegnanie, na co wszystkie cztery istoty odpowiedziały gestem, który także przypominał swojego rodzaju ukłon. Po zjechaniu windeczką na dół, mocno zszokowany Jan Wolski odwiązał stojącą przy drzewie klacz i jak najszybciej udał się do gospodarstwa, by powiedzieć rodzinie o całym, nieprawdopodobnym zajściu. Odjeżdżając kilkakrotnie odwracał się, by sprawdzić, czy biały autobus nadal lewituje, jednakże już po kilkunastu sekundach obiekt znikł.


...gdyśmy doszli do tego pojazdu, tam była taka widneczka nisko, wjechałem tą widneczką, stanąłem naprzeciwko drzwi i wskazano mi ręką bym wszedł do środka [...] Wszedłem do środka, zauważyłem dwie osoby, które stały. Zielone twarze zobaczyłem i ręce, bądź rękawice zielone [...]. Ubrani byli w ciemne kombinezony, nie było buta widać, tytaj (wskazuje okolice brzucha) troszeczkę ''wolniejsze", na nogach bardziej obcisłe i tutaj (wskazuje klatkę piersiową) znów obcisłe [...] I kazał mi się rozebrać. Pasek, jak zdjąłem ten, który mam, to ich bardzo zainteresował ten pasek. Wzięli do ręki, przyglądali się wszyscy czterech, mierzyli, zapinali parzyli na niego, ale co oni se tam podziwiali to nie wiem. 
Coś przede mną, z tych dwóch [zielonych ludzi], co tam byli, w tym pojeździe mieli dwa talerzyczki takie składane i przede mną o jakieś dwa metry złożył te talerzyczki [...] później mnie przekręcono bokiem, rękę mi wyciągnął jeden z tych, co tam był przy mnie i tak z boku i tak złożył, później tyłem [...] później z drugiego boku i kazano mi się ubierać. W tym czasie mieli kawałek kształtu miodu, tylko to nie był miód, to jakiś pokarm był, ale jaki to ja nie wiem. To się łamało jak twardsze ciasto i oni to łamali i jedli, nie po dużym kawałku. Jeden z tamtych, co jedli wskazał na to ręką, czy ja będę jadł, ja jednak kiwnąłem że nie i więcej mnie nie namawiano na to.
Jak się ubrałem, to mi wskazano wyjść, wskazał ręką żeby se pójść. To ja już miałem nogę postawić na tę windeczkę, ale się odwróciłem do nich, już miałem czapkę na głowie i powiedziałem "Do widzenia", troszkę się tak ukłaniłem. Wszyscy patrzyli na mnie i również się ukłonili. Stanąłem na ten podjazd i zjechałem na dół.
~ Jan Wolski


Obrazy sporządzone przez rysownika Grzegorza Rosińskiego we współpracy z Janem Wolskim




Badania tzw. wykrywaczem kłamstw wykazały, iż Jan Wolski nie kłamie
Jan Wolski w kilka tygodni po domniemanym kontakcie z Obcymi został przebadany przez neurologów, psychiatrów, psychologów, okulistów, poddano go też testom na inteligencje i badaniu wariografem. Psychologowie stwierdzili, że niewykształcony rolnik nie byłby w stanie dokonać tak obszernej mistyfikacji, jest odporny na sugestie, a to co mu się przytrafiło nie było snem, gdyż takie przypuszczenia również miały miejsce. Według okulistów, laryngologów i neurologów mężczyzna pomimo swojego podeszłego wieku nie cierpi na żadne poważne schorzenia, które mogłyby utrudniać mu przetwarzanie bodźców, ale najbardziej przekonującymi okazały się badania wykrywaczem kłamstw, którego zwykły, niewyszkolony do tego człowiek nie byłby w stanie oszukać, a te jednoznacznie wykazały - Jan Wolski nie kłamie.

Szkice ze strony internetowej Fundacji Nautilus

Śledztwo Zbigniewa Blani-Bolnara
Gdy poinformowana po kilku dniach milicja i media wyśmiewały Wolskiego nadając mu mu miano podstarzałego alkoholika, jako pierwszy incydentem w Emilcinie zainteresował się polski ufolog i socjolog Zbigniew Blania-Bolnar (1948-2003). Przez kilka lat dokładnie badał sprawę zielonych humanoidów w podlubelskiej wsi (wykluczył żart ze strony dzieci, leśników czy pracowników wykonujących opryski, sprawdził, czy w rejonie Emilcina nie lądowały śmigłowce, lotnie itp., przesłuchał kilkunastu świadków i ekspertów, zainicjował badania psychologiczne i neurologiczne Wolskiego). Zebrane informacje i dowody zaowocowały napisaniem przez niego książki Zdarzenie w Emilcinie (1996), w której ufolog drobiazgowo opisał całe swoje dochodzenie, zaprezentował wywiady z mieszkańcami wsi oraz opinie ekspertów (psychiatrów, kryminologów, botaników).
Choć krytycy twierdzą, ze śledztwo Blani-Bolnara było tendencyjne i miało na celu nie rozwikłanie zagadki, ale doszukania się jak największej liczby dowodów potwierdzających kontakt z inną cywilizacją, to badaczowi nie można odmówić wiedzy na temat UFO i kontaktów z tzw. kosmitami oraz skrupulatności. 
Jego zapiski jasno sugerują - w 1978 roku w Emilcinie najprawdopodobniej doszło do spotkania z przedstawicielami pewnej cywilizacji pozaziemskiej, ufolog dodaje też, że było to dość typowe i normalne spotkanie, do jakich dochodzi kilkadziesiąt razy w roku w samych Stanach Zjednoczonych




Drugi świadek
Wczesnym rankiem 10 maja 1978 roku na swoim podwórku we wsi Emilcin bawił się wraz z młodszą siostrą Agnieszką sześcioletni wówczas Adam Popiołek. Matka dzieci przygotowując śniadanie usłyszała nagły, głośny i dość krótki huk, po którym szybko wybiegła z domu, żeby sprawdzić, co go spowodowało. Gdy znalazła się na podwórzu dźwięku nie było już słychać, nie było też żadnych śladów samochodu lub kombajnu, których się spodziewała; dowiedziała się jedynie od syna, iż nad stodołą przelatywał dziwny samolot.
Początkowo kobieta nie uważała tego za wydarzenie szczególne, dopiero po kilku dniach, gdy mieszkańcy wsi, służby milicji oraz ufolodzy dowiedzieli się o zielonych ludziach w latającym samochodzie uznała, iż fakt ten może być istotny w sprawie. Za sprawą wspomnianego Zbigniewa Blani-Bolnara chłopiec został przesłuchany, okazało się wówczas, że widział kilka metrów nad stodołą, lecący z ogromną prędkością wzwyż pociąg, który po kilku sekundach znikł w przestworzach.

Ustalenia Bartosza Rdułtowskiego i rozwiązanie?
Ciągle nierozwikłaną prawą zdarzenia w Emilcinie po kilkudziesięciu latach zajął się polski publicysta i badacz mitów i tropiciel wojennych sekretów Bartosz Rdułtowski. Wziął on pod lupę nie tylko zdarzenia z pamiętnego 10 maja 1978 roku, ale także śledztwo Zbigniewa Blani-Bolnara. Badając sprawę dotarł do wszystkich żyjących świadków oraz niepublikowanych wcześniej materiałów (kasety magnetofonowe z przesłuchaniami świadków, korespondencja Blani-Bolnara z innymi ufologami).
W swojej książce Tajne operacje PRL i UFO (2013) autor poruszył sprawę Układu Warszawskiego i tego, co mógł zyskać dzięki współpracy polskich i zachodnich ufologów, peerelowskich władz, które szukały wszelkich sposobów na odwrócenie uwagi od złej sytuacji gospodarczej kraju oraz polskich ufologów, którzy w pogoni za sensacją gotowi byli na bardzo nieczyste zagrywki. Badacz pisze także o wielu nieujawnionych dotychczas faktach tj. obcięte prasie pióra w okolicy Emilcina czy wcześniejsze wizje i objawienia, których doświadczali członkowie rodziny Wolskich, o których nie wspomniał Zbigniew Blania - Bolnar. Według wielu Bartosz Rdułtowski swoim śledztwem i publikacją udowodnił, iż zdarzenie w Emilcinie nie było niczym innym jak misternie przygotowaną mistyfikacją.

Pomimo, iż sprawę polskiego Roswell od 1978 roku eksplorowało co najmniej kilku bardziej i mniej profesjonalnych badaczy, to żaden z nich nie jest na tyle wiarygodną osobą, by sugerowane przez niego rozwiązanie sprawy można było uznać za prawdziwe. Temat UFO w Emilcinie porusza też kilka książek i filmów dokumentarnych, w których przedstawione są niepodważalne - jak może się wydawać - dowody zarówno za jak i przeciw. Wydaje się więc, że jedynym, czego w całej tej niezwykle pogmatwanej sprawie możemy być pewni, to fakt, iż to co zdarzyło się w Emilcinie - nieważne czy zamieszani będą w to radzieccy agenci, fanatycznie badacze czy Bracia z Innych Światów - bardzo nas zaskoczy. Powtarzając za Fundacją Nautilus Prawda jeszcze nas zadziwi...

 Pomnik we wsi Emilcin postawiony przez Fundację Nautilus, która również badała sprawę